Wiedźmie czary
W ubiegłym
stuleciu, a nawet w ubiegłym tysiącleciu, tak między rokiem 1990 a 1993, nie
pamiętam dokładnie kiedy, wiedźmy miały taką przygodę. A może to nie była
przygoda wiedźm? Posłuchaj.
Trzech ich było
Olek, Szymon i Kazik.
Największe łobuziaki we wsi. Zawsze trzymali się razem,
zawsze ich pełno było wszędzie. Dokuczliwi jak muchy przed deszczem, wymyślali
złośliwe dowcipy tak innym dzieciom, jak i dorosłym.
Teraz, kiedy są
wakacje i tyle pracy w polu przy sianokosach i żniwach – wszyscy trzej gdzieś
przepadają. Nie ma jak ich zagnać do roboty.
Olek wysoki, na
głowie strzecha silnych, jasnych włosów, wesołe niebieskie oczy. Biega po
polach, po lasach, a tak potrafi się z domu sprytnie wyślizgnąć, że go ani
matka, ani ojciec nie zauważą i nie zatrzymają. Co robi cały dzień nie wiadomo,
wraca głodny jak wilk, przyjmuje burę na klatę, obiecuje poprawę, a rano znów
znika. Rodzice ręce łamią, ale dzieciaka nie upilnują. Nie ma na niego
zamknięcia, nie ma na niego kary, żadnego sposobu.
Rudy, piegowaty
Szymon jest chudy jak szczapa. Sprytny i zwinny bardzo, a po drzewach łazi z
małpią zręcznością. Najchętniej jednak przesiaduje u wujka Józka w warsztacie.
Lekcji nie odrobi, bydło byle jak obrządzi i już go nie ma. Chętnie jeździ
traktorem w pole.
W szkole łobuzuje i rozśmiesza kolegów, wymyśla psikusy,
które robią inne dzieci, a on sam tylko patrzy z uciechą. Potem inni idą do
domu z uwagą w dzienniczku, a on nie – tak się umie zawsze chytrze wywinąć.
Kazikowi
właściwie wszystko jest obojętne. Porządek w pokoju, prace w polu, pomoc babce
w ogrodzie i w kuchni. Jak każą, to coś trochę zrobi, a jak tylko może, to
czyta książki, albo gra na komputerze. Nie lubi z chłopakami biegać po okolicy.
I tak się z niego śmieją, że tłusty i okularnik. Ale przychodzą do niego, bo
pozwala grać w Monkey Island i inne gry na Epsonie, który dostał od chrzestnego
z Ameryki. Bronią go za to w szkole przed złośliwością i to nawet tych
starszych z szóstej czy siódmej klasy. Bo z Szymonem nikt nie chce zadzierać.
Zawsze wpędzi w kłopoty, a sam uchodzi cało.
Dziś jednak
Kazik dał się namówić na pójście do wiedźm. Olek słyszał od Adasia, że tam jest
zupełnie starodawnie, a wiedźmy są miłe. Adaś powiadał o okrągłych grządkach
sałaty i o chlebie z miodem, który smakował zupełnie inaczej niż ten ze
spółdzielni. Kazik się zaciekawił...
Więc poszli we
trzech.
Zagroda wiedźm
stoi na polanie w lesie. Otoczona płotem wyplatanym z patyków. Dom postawiono
na górce, drewniany, na podmurówce i z piwnicą. Przed domem ogród warzywny,
jakiego nie widzieli nigdzie we wsi. Rośliny rosną, jakby na piętrach, w drewnianych
skrzyniach. I jest faktycznie grządka w kształcie koła. Ścieżka do drewnianej
furtki wyłożona płaskimi kamieniami.
Obeszli zagrodę
dookoła. Za sadem znaleźli mały staw na rzeczce. Chwilę moczyli nogi i poszli
zobaczyć drugą stronę zagrody.
Po budynkach gospodarskich widać, że wiedźmy mają tu swoje tajemne miejsca.
Płot z patyków oddziela je od sadu.
Jabłonie, grusze, śliwy i wiśnie, między nimi okrągłe grządki warzywne i z
ziołami, krzaki porzeczek i agrestu.
- Co one się tak na
te okrągłe grządki uparły? – mówi zaciekawiony Olek.
- Może to ich
kręgi mocy – żartuje się Kazik.
Wiedźm nigdzie
nie było widać, psy nie szczekały, kury spokojnie dziobały w trawie. Niezmącony spokój wczesnego przedpołudnia natchnął chłopców pomysłem...
Postanowili spłatać figla i
trochę przestraszyć staruszki.
Olek i Szymon przeskoczyli przez patykowy płot,
a Kazik podszedł do drewnianej furtki.
To co po chwili
zobaczył...
Bo oto ledwo jego
kumple znaleźli się na wiedźmiej ziemi – nagle na ganku domu, dosłownie znikąd, zjawia się wielka kobieta z
czarnym ptakiem na ramieniu i mówi do chłopców, wyciągając rękę w ich
stronę:
- Stoję tam
gdzie jestem, nie ruszam się żadnym gestem, nie powiadam ni słowa, bo spadnie
moja głowa.
I rzeczywiście
Olek i Szymon stoją w bezruchu, patrzą tylko wybałuszonymi oczyma na staruchę.
Bose stopy, szara długa suknia przepasana fartuchem, włos rozwiany i to
ptaszysko na ramieniu.
Kazik też poczuł,
że nie może drgnąć, wtedy wiedźma zwróciła się do niego.
- A ty miły
chłoptasku, co stoisz przy bramie, nie boisz się głuptasku, że powiem ojcu,
mamie?
W tym momencie
zza domu wyszła druga wiedźma, malutka, krótko ostrzyżona w okularach, a za nią
dwa łaciate psy.
- A co to –
powiada – mamy gości?
- Tak – mówi ta
duża – będzie z nich dobry obiad – i śmieje się głośno.
Tego już
chłopakom było za wiele. Szymek postanowił wziąć nogi za pas, ale odmówiły mu
posłuszeństwa. Olek chciał podrapać się w głowę swoim zwyczajem, żeby zebrać
myśli i coś powiedzieć na temat nietykalności cielesnej dzieci, ale nie mógł
wydobyć słowa. Tylko Kazik za furtką burknął coś w rodzaju dzień dobry.
Mniejsza
wiedźma otworzyła furtkę Kazikowi.
- Chcesz
polatać na miotle, czy wolisz na pogrzebaczu? Tak czy siak wejdź.
Wbrew swojej
woli Kazik wszedł na podwórko. Wiedźma poprowadziła go do kolegów.
- Nie ruszą się
dokąd Mira im nie pozwoli. Może jest coś, co chciałbyś im powiedzieć, bo
wszystko widzą i słyszą.
Kazik spojrzał
na wiedźmę. Skąd wiedziała, że dawno chciał im powiedzieć, że jak przychodzą do
niego, to interesuje ich tylko komputer, a on Kazik, w ogóle mógłby nie
istnieć?
- No, to
powiedz im to – wiedźma uśmiechnęła się – teraz możesz.
- To nie fair –
wymamrotał Kazik – bo oni są w
potrzasku.
- A takiś
bratku! – wielka wiedźma roześmiała się tubalnie, aż ptaszysko na ramieniu
podskoczyło i przeleciało na pobliskie drzewo – No to marsz do kuchni!
Niestety, będą z was pyszne kotlety!
I chłopcy
wszyscy trzej powędrowali do domu wiedźm. Nogi ich tam zaniosły, choć całą siłą
woli chcieli, uciekać i ratować życie.
Ale nie mogli! Byli w wiedźmiej mocy.
Co się tam
później wydarzyło – nie wiemy, bo ani chłopcy, ani wiedźmy nigdy o tym nie
mówili.
Dość na tym, że
przed wieczorem wszyscy trzej uśmiechnięci i zadowoleni, grzecznie żegnając się
ze starszymi paniami opuścili ich zagrodę i ruszyli do domów.
Rodzice nie
mogli się nadziwić, co się też stało, że dziecko zrobiło się grzeczne,
pracowite, chętne do pomocy.
Kazik (prawie) przestał grać na komputerze, schudł i zaangażował się
nie tylko w sprawy gospodarstwa, ale i z czasem został nawet przewodniczącym
szkoły, a potem jak już dorósł, został wójtem gminy.
Olek też stał
się pracowity, pomocny i usłużny. Wyglądało na to, że mu taka zmiana nawet
sprawia przyjemność.
Z czasem
przejął gospodarstwo po rodzicach, rozwinął je stosując metody we wsi nieznane,
a jednak skuteczne. Skąd je znał? Może czegoś nauczył się od wiedźm, które
odwiedzał często i chętnie im pomagał…
Szymon zaś
dalej żartował, tylko już nikt na tym nie cierpiał. Majsterkował przy
ciągnikach i maszynach rolniczych, a że był bystry w rękach i w umyśle – poszedł do technikum samochodowego, a potem
otworzył własny warsztat, w którym naprawiał maszyny rolnicze, ciągniki i
samochody. Bo pracy w polu nie lubił.
Takie to były
wiedźmie czary…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz