poniedziałek, 9 stycznia 2017

Wymarzony dom i wiedźmie czary

 

Wiedźmie czary


W ubiegłym stuleciu, a nawet w ubiegłym tysiącleciu, tak między rokiem 1990 a 1993, nie pamiętam dokładnie kiedy, wiedźmy miały taką przygodę. A może to nie była przygoda wiedźm? Posłuchaj. 

Trzech ich było Olek, Szymon i Kazik. 
Największe łobuziaki we wsi. Zawsze trzymali się razem, zawsze ich pełno było wszędzie. Dokuczliwi jak muchy przed deszczem, wymyślali złośliwe dowcipy tak innym dzieciom, jak i dorosłym.
Teraz, kiedy są wakacje i tyle pracy w polu przy sianokosach i żniwach – wszyscy trzej gdzieś przepadają. Nie ma jak ich zagnać do roboty.

Olek wysoki, na głowie strzecha silnych, jasnych włosów, wesołe niebieskie oczy. Biega po polach, po lasach, a tak potrafi się z domu sprytnie wyślizgnąć, że go ani matka, ani ojciec nie zauważą i nie zatrzymają. Co robi cały dzień nie wiadomo, wraca głodny jak wilk, przyjmuje burę na klatę, obiecuje poprawę, a rano znów znika. Rodzice ręce łamią, ale dzieciaka nie upilnują. Nie ma na niego zamknięcia, nie ma na niego kary, żadnego sposobu.

Rudy, piegowaty Szymon jest chudy jak szczapa. Sprytny i zwinny bardzo, a po drzewach łazi z małpią zręcznością. Najchętniej jednak przesiaduje u wujka Józka w warsztacie. Lekcji nie odrobi, bydło byle jak obrządzi i już go nie ma. Chętnie jeździ traktorem w pole. 
W szkole łobuzuje i rozśmiesza kolegów, wymyśla psikusy, które robią inne dzieci, a on sam tylko patrzy z uciechą. Potem inni idą do domu z uwagą w dzienniczku, a on nie – tak się umie zawsze chytrze wywinąć.
Kazikowi właściwie wszystko jest obojętne. Porządek w pokoju, prace w polu, pomoc babce w ogrodzie i w kuchni. Jak każą, to coś trochę zrobi, a jak tylko może, to czyta książki, albo gra na komputerze. Nie lubi z chłopakami biegać po okolicy. I tak się z niego śmieją, że tłusty i okularnik. Ale przychodzą do niego, bo pozwala grać w Monkey Island i inne gry na Epsonie, który dostał od chrzestnego z Ameryki. Bronią go za to w szkole przed złośliwością i to nawet tych starszych z szóstej czy siódmej klasy. Bo z Szymonem nikt nie chce zadzierać. Zawsze wpędzi w kłopoty, a sam uchodzi cało.

Dziś jednak Kazik dał się namówić na pójście do wiedźm. Olek słyszał od Adasia, że tam jest zupełnie starodawnie, a wiedźmy są miłe. Adaś powiadał o okrągłych grządkach sałaty i o chlebie z miodem, który smakował zupełnie inaczej niż ten ze spółdzielni. Kazik się zaciekawił...

Więc poszli we trzech.

Zagroda wiedźm stoi na polanie w lesie. Otoczona płotem wyplatanym z patyków. Dom postawiono na górce, drewniany, na podmurówce i z piwnicą. Przed domem ogród warzywny, jakiego nie widzieli nigdzie we wsi. Rośliny rosną, jakby na piętrach, w drewnianych skrzyniach. I jest faktycznie grządka w kształcie koła. Ścieżka do drewnianej furtki  wyłożona płaskimi kamieniami.
Obeszli zagrodę dookoła. Za sadem znaleźli mały staw na rzeczce. Chwilę moczyli nogi i poszli zobaczyć drugą stronę zagrody.

Po budynkach gospodarskich widać, że wiedźmy mają tu swoje tajemne miejsca.  
Płot z patyków oddziela je od sadu. Jabłonie, grusze, śliwy i wiśnie, między nimi okrągłe grządki warzywne i z ziołami, krzaki porzeczek i agrestu.
- Co one się tak na te okrągłe grządki uparły? – mówi zaciekawiony Olek.
- Może to ich kręgi mocy – żartuje się Kazik.

Wiedźm nigdzie nie było widać, psy nie szczekały, kury spokojnie dziobały w trawie. Niezmącony spokój wczesnego przedpołudnia natchnął chłopców pomysłem...

Postanowili spłatać figla i trochę przestraszyć staruszki. 
Olek i Szymon przeskoczyli przez patykowy płot, a Kazik podszedł do drewnianej furtki.
To co po chwili zobaczył... 

Bo oto ledwo jego kumple znaleźli się na wiedźmiej ziemi – nagle na ganku domu, dosłownie znikąd, zjawia się wielka kobieta z czarnym ptakiem na ramieniu i mówi do chłopców, wyciągając rękę w ich stronę:
- Stoję tam gdzie jestem, nie ruszam się żadnym gestem, nie powiadam ni słowa, bo spadnie moja głowa.
I rzeczywiście Olek i Szymon stoją w bezruchu, patrzą tylko wybałuszonymi oczyma na staruchę. Bose stopy, szara długa suknia przepasana fartuchem, włos rozwiany i to ptaszysko na ramieniu.

Kazik  też poczuł, że nie może drgnąć, wtedy wiedźma zwróciła się do niego.
- A ty miły chłoptasku, co stoisz przy bramie, nie boisz się głuptasku, że powiem ojcu, mamie?
W tym momencie zza domu wyszła druga wiedźma, malutka, krótko ostrzyżona w okularach, a za nią dwa łaciate psy.
- A co to – powiada – mamy gości?
- Tak – mówi ta duża – będzie z nich dobry obiad – i śmieje się głośno.
Tego już chłopakom było za wiele. Szymek postanowił wziąć nogi za pas, ale odmówiły mu posłuszeństwa. Olek chciał podrapać się w głowę swoim zwyczajem, żeby zebrać myśli i coś powiedzieć na temat nietykalności cielesnej dzieci, ale nie mógł wydobyć słowa. Tylko Kazik za furtką burknął coś w rodzaju dzień dobry.

Mniejsza wiedźma otworzyła furtkę Kazikowi.
- Chcesz polatać na miotle, czy wolisz na pogrzebaczu? Tak czy siak wejdź.
Wbrew swojej woli Kazik wszedł na podwórko. Wiedźma poprowadziła go do kolegów.
- Nie ruszą się dokąd Mira im nie pozwoli. Może jest coś, co chciałbyś im powiedzieć, bo wszystko widzą i słyszą.
Kazik spojrzał na wiedźmę. Skąd wiedziała, że dawno chciał im powiedzieć, że jak przychodzą do niego, to interesuje ich tylko komputer, a on Kazik, w ogóle mógłby nie istnieć?
- No, to powiedz im to – wiedźma uśmiechnęła się – teraz możesz.
- To nie fair – wymamrotał Kazik –  bo oni są w potrzasku.
- A takiś bratku! – wielka wiedźma roześmiała się tubalnie, aż ptaszysko na ramieniu podskoczyło i przeleciało na pobliskie drzewo – No to marsz do kuchni! Niestety, będą z was pyszne kotlety!
I chłopcy wszyscy trzej powędrowali do domu wiedźm. Nogi ich tam zaniosły, choć całą siłą woli chcieli, uciekać  i ratować życie. Ale nie mogli! Byli w wiedźmiej mocy.
Co się tam później wydarzyło – nie wiemy, bo ani chłopcy, ani wiedźmy nigdy o tym nie mówili.
Dość na tym, że przed wieczorem wszyscy trzej uśmiechnięci i zadowoleni, grzecznie żegnając się ze starszymi paniami opuścili ich zagrodę i ruszyli do domów. 

Rodzice nie mogli się nadziwić, co się też stało, że dziecko zrobiło się grzeczne, pracowite, chętne do pomocy. 

Kazik (prawie) przestał  grać na komputerze, schudł i zaangażował się nie tylko w sprawy gospodarstwa, ale i z czasem został nawet przewodniczącym szkoły, a potem jak już dorósł, został wójtem gminy.  

Olek też stał się pracowity, pomocny i usłużny. Wyglądało na to, że mu taka zmiana nawet sprawia przyjemność.
Z czasem przejął gospodarstwo po rodzicach, rozwinął je stosując metody we wsi nieznane, a jednak skuteczne. Skąd je znał? Może czegoś nauczył się od wiedźm, które odwiedzał często i chętnie im pomagał…

Szymon zaś dalej żartował, tylko już nikt na tym nie cierpiał. Majsterkował przy ciągnikach i maszynach rolniczych, a że był bystry w rękach i w umyśle –  poszedł do technikum samochodowego, a potem otworzył własny warsztat, w którym naprawiał maszyny rolnicze, ciągniki i samochody. Bo pracy w polu nie lubił.

Takie to były wiedźmie czary…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz